Część państw UE stara się przyciągnąć amerykańskich naukowców na uniwersytety w Europie - przekazał portal Politico. Dwanaście krajów UE w liście do Komisji Europejskiej przekonuje, że kontynent potrzebuje "boomu atrakcyjności", by zachęcić do przyjazdu utalentowanych zagranicznych badaczy.
Autorzy listu nie odnieśli się jednoznacznie do USA, sprecyzowali jednak, że liczą na naukowców, którzy "mogą odczuć skutki ingerencji w badania i nieuzasadnionych cięć finansowania". List podpisały: Niemcy, Francja, Czechy, Austria, Słowacja, Estonia, Łotwa, Hiszpania, Słowenia, Grecja, Bułgaria i Rumunia. Kraje te chcą, aby KE zorganizowała w nadchodzących tygodniach spotkanie ministrów UE odpowiedzialnych za badania naukowe w celu opracowania niezbędnego planu.
Francuski minister edukacji, szkolnictwa wyższego i badań Philippe Baptiste powiedział Politico, że istnieje "pilna potrzeba zorganizowania się", aby przyciągnąć utalentowanych badaczy, którzy "chcieliby lub musieli opuścić Stany Zjednoczone".
W ostatnich tygodniach już kilka uniwersytetów w Europie podjęło próby przyciągnięcia badaczy z USA. Wolny Uniwersytet Brukselski (VUB) ogłosił w poniedziałek 12 stanowisk dla międzynarodowych badaczy, "ze szczególnym uwzględnieniem amerykańskich naukowców", a francuski Uniwersytet Aix-Marseille uruchomił program "bezpiecznej przestrzeni dla nauki", odnosząc się do "kontekstu, w którym niektórzy naukowcy w Stanach Zjednoczonych mogą czuć się zagrożeni lub w którym utrudniana jest praca badawcza".
Politico przypomniał, że od czasu objęcia urzędu prezydenckiego przez Donalda Trumpa amerykański resort edukacji zmniejszył liczbę pracowników o blisko połowę. Cięcia dotknęły również uczelnie wspierane środkami z budżetu federalnego. Z tego powodu stracić pracę ma m.in. ponad 2 tys. naukowców z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa.
W czwartek amerykańskie media poinformowały, że prezydent USA jest gotowy podpisać dekret rozpoczynający proces likwidacji ministerstwa odpowiedzialnego za edukację. Dekret ma zawierać nakaz podjęcia wszelkich niezbędnych kroków w celu "zwrócenia władzy oświatowej stanom". Ostateczna decyzja w tej sprawie wymaga zgody Kongresu.
Udział resortu edukacji w finansowaniu szkół w USA jest niewielki (nie sięga nawet 10 proc. wydatków na edukację w klasach 0-12), odgrywa jednak znaczącą rolę w dystrybucji funduszy federalnych, egzekwowaniu praw obywatelskich i prowadzeniu badań - wyjaśnił prof. Marty West z Uniwersytetu Harvarda.
Pierwszym prezydentem USA, który zapowiedział zlikwidowanie ministerstwa edukacji, był Ronald Reagan.(PAP)