Francuskie wybory miała wygrać skrajna prawica. Wszystko na to wskazywało, czyli sondaże opinii publicznej, wyniki niedawnych wyborów do Parlamentu Europejskiego oraz wyniki I tury wyborów parlamentarnych. Generalnie, triumf partii „Rassemblement National” (RN) wydawał się na wyciągnięcie ręki. Jordan Bardella oczami wyobraźni widział siebie premierem, Marine Le Pen zaś prezydentką. I tu zimny prysznic. W niedzielę wieczorem ( lipca) RN z pierwszego miejsca podium zleciał nawet nie na drugie, ale aż na trzecie miejsce. Znaczący wzrost frekwencji pomiędzy I turą a II turą wyborów (z 5 do niemal proc.) przełożył się na radykalnie inny podział mandatów w parlamencie. Zwyciężył zatem blok lewicowy (Nowy Front Ludowy, 12 mandaty), za nim zaś uplasował się blok prezydencki (Ensemble, 1 mandatów). Skrajna prawica ostatecznie uzyskała 1 mandaty. Nikt nie zdobył większości absolutnej. Blok lewicy i blok prezydencki nie są jednorodne. Składają się z wielu ugrupowań, często skonfliktowanych. Nie wiadomo zatem, kto będzie ostatecznie rządzić, bo brakuje jednego lidera. Wbrew rozmaitym komentarzom, nie ma też jednego lidera bloku lewicowego. Nie jest żadnym sukcesem zjazd poparcia i utrata mandatów przez blok prezydenta Macrona, który nigdy nie był tak słaby. W 201 roku zdobył aż 0 mandatów. To była większość absolutna. W 202 roku liczba mandatów stopniała niemal o połowę. Wpływ na rządzenie zatem zmalał. Podobnie jak wyparował sam pomysł Macrona na rządzenie poprzez cyfrowy „start-up nation”, ruch oddolny, który miał zastąpić dawne partie polityczne. Ostatnie wybory tylko potwierdzają, że zbyt wcześnie składano je do grobu historii. Jeśli lewica sformułuje rząd mniejszościowy w 202, to podejmie próbę odwrócenia czy zablokowania sztandarowych reform Macrona. W pierwszej kolejności spotka to reformę emerytalną. Podwyższenie płacy minimalnej, kolejny ważny postulat, spowoduje naruszenie równowagi finansów publicznych - i tak kruchej równowagi. Czy się uda, to inna sprawa. Na pewno działania Macrona sprawiły, że władzę biorą przeciwnicy jego programu. Po czwarte, skrajna prawica rośnie w siłę. Owszem, rozdęte jak balon do granic przyzwoitości ambicje Le Pen - Bardelli zostały przekłute. Ale raczej tylko chwilowo. Nie można przecież nie zauważyć, że to za czasów Macrona skrajna prawica urosła na znaczeniu jak nigdy. Po wyborach w 201 roku Le Pen miała tylko mandatów. Dziś to są 1 mandaty. To ponad 1 razy więcej!